JÓZEF PRIBILINEC: BEZ KONFLIKTU NIE MA SUKCESU

Na metę wjechał w tempie maszynowym. Wymowny grymas na twarzy. Dwadzieścia kilometrów w piekielnym tempie zrobiło swoje. Spojrzał w lewo, sprawdzając sytuację. "Jožko Pribilinec za niespełna 1:20 w nocy, ale nawet jeśli nie zdobędzie tego celu, będzie to fantastyczny rekord olimpijski." - ryknął komentator telewizji czechosłowackiej Stepan Skorpil. "Ale co ważne - złoty medal dla Czechosłowacji!" Rozejrzał się w połowie samolotu. Z pewnością. Co by się stało, gdyby mężczyzna z opaską, jedyny, który mógł iść z nim do końca, przyspieszył? Nie, odległość Weigla pozostała taka sama.„Jožko Pribilinec może się już radować. Złoty medal dla Czechosłowacji!„- komentator podwoił się. Jeszcze jedno spojrzenie wstecz. Praworęczny wzbił się w powietrze. Gest zwycięstwa. Józef Pribilinec coś krzyknął. Podobno pierwszy i ostatni raz w wyścigu kariery. "Jožko Pribilinec jest zwycięzcą, jest wielkim zwycięzcą męskich lat dwudziestych!" - zainspirował Škorpil Ostatnie metry, gol. Kochanie… Nareszcie! Udowodnił to, o czym marzył od lat. Jest zwycięzcą olimpijskim! Zakrył twarz dłońmi, położył się na kratę, zamknął oczy i cieszył się rozkoszą. Po chwili srebrny Niemiec Ronald Weigel pochylił się nad nim i - pocałował go w policzek. Po chwili usłyszał, jak ktoś krzyczy na niego z trybun. Trener Juraj Benčík, człowiek, któremu wiele zawdzięcza. Podszedł do niego, przytulili go przez płot. "Wybaczam ci," krzyknął spontanicznie z Benčíka. "Ja też!" - szepnął mu do ucha Józef Pribilinec. Tak, droga do złota w Seulu w 20-kilometrowym spacerze nie była spacerkiem po ogrodzie różanym. To wywołało dużo i – naprawdę. Cóż, ze względu na rzeczy. Oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że mają wspólny cel: wspiąć się na igrzyska olimpijskie. 1988 września XNUMX im się udało.

TERAZ ALBO NIGDY!

„Około pół mili przed stadionem, gdy szedł ramię w ramię z Weigelem, krzyknąłem Jo do ucha z dwóch metrów: Teraz albo nigdy! Nie wiem, czy mnie usłyszał, ale już pobiegłem na stadion, żeby złapać koniec wyścigu ” Juraj Benčík wspomniany w Złoty Piątek. Toczył się po trybunach jak dużo wody. Odstrzelił jednego organizatora prawą ręką, drugiego lewą ręką. Jakby czuł, że nadchodzi chwila, której nie może przegapić. „Podleciałem na trybuny, ostatnie 80 metrów udało mi się ugotować. Kiedy zobaczyłem, że Jožo chodzi po czole na 15-metrowej smyczy, podfrunęli z radością mojej ręki. Nagle poczułem, że ktoś mnie łapie i wybiera, potem drugi. Rozejrzałem się: to byli organizatorzy, których przegapiłem. Podekscytowany wyjaśniłem im jednak słabym angielskim, że jestem zwycięskim trenerem. Pozwolili mi odejść Lata dwudzieste w Seulu były energiczne od samego początku. Grupa główna i wszyscy w niej faworyci - halowy mistrz świata 1987 na 5000 m Szczennikow, jego rodak z byłego Związku Radzieckiego Pers, mistrz świata 1983 na 50 km Weigel z NRD, mistrz Europy na XX Hiszpan Marín, zwycięzca olimpijski 1980 i mistrz świata 1987 Damilano z Włoch, było też trzech czechosłowackich pieszych Pribilinec, Blažek i Mrázek. W połowie 40:40 min zasygnalizował, że nie przeżyje rekordu olimpijskiego meksykańskiego Ernesta Canto 1:23:13. Tempo narastało. Na 15 kilometrze pedałowało jedenastu, wśród nich Pribilinec z czterolistną koniczyną wszytą na koszulkę pod herbem i Mrázek. Dwa kilometry później Pribilinec dyktował piekielne tempo (3:38 min/km!). Przeżył go tylko jeden przeciwnik: Ronald Weigel. Niecały kilometr przed metą Niemiec wsiadł. „W tym czasie przez chwilę byłem zadowolony ze srebra w mojej głowie” przyznał Józef Pribilinec. „Ale szybko zdałem sobie sprawę, że nie mogę się poddać i dogoniłem Weigela”.Pribilinec wszedł na Stadion Olimpijski z czterometrową przewagą. „Teraz albo nigdy!” – jakby słowa Benčíka brzmiały mu w uszach. Józef nie tylko utrzymywał swoją przewagę, ale ją zwiększał. Do historii przeszedł jako pierwszy lekkoatletyczny mistrz olimpijski ze Słowacji.

Józefa Pribilińca: „Pięćdziesiąt metrów przed metą wiedziałem, że wygram. Absolutnie nie! Miałem duże doświadczenie, znałem wszystkie pułapki chodzenia. Mogliby mnie zdyskwalifikować, mógłbym się skurczyć. Byłem czujny do ostatniej chwili. Ledwo widziałem, miałem przed sobą tylko czarnego mężczyznę, ale nie puściłem. Nie wiem gdzie znalazłem siłę na ostatnich metrach. Prawdopodobnie sięgnąłem po słynną rezerwę życia.”

Seul Twenty był dziwny. Nikt nie odważył się zgadywać, kto będzie pierwszy. Nawet ekspert taki jak Juraj Benčík: „Nie można było wywnioskować z tego, co działo się na torze, kto był w tym lepszy. Jednak naprawdę chciałem, aby Jožo wreszcie zdobył złoto.”

Pribilinec ustanowił rekord olimpijski 1:19:57 h, 3:16 min lepszy od czasu Canta z Los Angeles 1984. Weigel był trzy sekundy za nim, Damilano 17 sekund. 49 z 53 pieszych dojechało do mety, na doskonałe piąte miejsce Nie było mowy o 15. miejscu Romana Mrázka i Pavla Blažka. Ale chwała należała do Pribilińca.